Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.
CVIII.

I cóż jest w mózgu, czego-ć atramentem
Już nie wyraził duch mój, chłopcze złoty?
I jakiem słowem, na nowo poczętem,
Skreślić tę miłość mą i twe przymioty?
Nic! Nic! A przecież, jak słowa pacierza,
Codzień to samo powtarzać mi dano:
„Tyś mój, jam twój jest“, rzecz stara, a świeża,
Jak gdym raz pierwszy wymówił twe miano.
Tak wieczna miłość w nowej wciąż ozdobie
O pył i krzywdy czasu nie dba wcale,
Niezbędnych zmarszczek nie dopuszcza k'sobie,
Podeszłe lata zmienia w swe wasale.
Jeszcze swej pierwszej młodości nie traci,
Choć zmarła, sądząc z wieku i postaci.




CIX.

Nie mów, że fałsz mam w sercu, choć inaczej
Ma nieobecność świadczy o miłości —
Odszedłbym siebie, to albowiem znaczy
Odejść swą duszę, co w piersi twej gości.
Choćbym żeglował najmylniejszą drogą,
Do tej przystani wracać będę zawsze,
Przypadki czasu zmienić mnie nie mogą,
Wody przyniosę sam, by i najkrwawsze
Zmazać przewiny!... Grzechów lik, prawdziwie,
Oblega dzisiaj może żyły wrzące,
Ale błąd taki w sercu mem nie żywie,
Bym dla niczego rzucił dóbr tysiące,
Wszystko, co spotkam, jest dla mnie bez treści,
W tobie, ma różo, mój wszechświat się mieści.