Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
CXII.

Miłość i litość twa usunie piętna,
Dzięki tłumowi zrosłe z moją skronią,
Czym zły, czym dobry, rzecz to obojętna,
One mą cnotę i mój grzech obronią.
Tyś dla mnie wszystkiem i li twoje zdanie
Ma być wyrocznią, źle czy dobrze czynię;
Jam dla nikogo i nikt dla mnie, panie,
Twardo stać będę przy tobie jedynie.
W głębokim dole wszelki wzgląd pogrzebię
Na głosy innych; moje ucho żmije
Ani dla przygan ni pochlebstw, zaś w ciebie
Niech się z mem słowem taka prawda wpije;
Myśli o tobie tak wszystko wyparły
Ze mnie, że świat mi cały jest jak zmarły.




CXIII.

Odkąd odszedłeś, w głąb poszło me oko,
A to, co wodzi kroki me po świecie,
Ślepe jest niemal tak samo głęboko,
Niby coś widzi, a nie widzi przecie.
Nie więzi w wnętrzu kształtów, które chwyta,
Ptaka, czy kwiatu, czy postaci człeka.
W umyśle żadna rzecz nie jest wyryta —
Obraz widziany od razu ucieka.
Cokolwiek ujrzy, piękno czy brzydotę,
Bądźto gołębia, bądź wstrętnego kruka,
Stawy i góry, noc czy ranki złote,
We wszystkiem twego li odbicia szuka.
Tak pełen ciebie, a więcej nikogo,
Umysł mój wierny zawodzi je srogo.