Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
CXIV.

Zali mój umysł, strojny w twą koronę,
Pochlebstwo w siebie, plagę królów, wchłania?
A moje oczy — mówiąż prawdę one,
A twa je miłość uczy czarowania,
Że wszelki potwór zmienia się w anioła,
W żywe odbicie twojego obrazu,
Zaś zło, do twego dostawszy się koła,
W coś najlepszego zmienia się odrazu?
Tak jest! To przedsię! pochlebstwo mych źrenic —
By król je chłonie ma wyniosła dusza;
Oczy me wiedzą, jaki ze swych szklenic
Podać mi trunek, co mój smak porusza!
Jeśli zatruty, grzech mój mniejszy: miło,
Że moje oko pierwsze go spełniło.




CXV.

Kłamią me dawniej napisane wiersze,
Iżbym cię nigdy nie mógł kochać więcej;
Nie znałem przyczyn, przeczby w fale szczersze
Nie miał się rozlać ten mój blask jarzęcy.
Atoli widząc, jak chytrze się wkrada
Czas między śluby i królów przysięgi,
Jak stal się tępi, piękność staje blada,
Jak z prądem płynie umysł arcytęgi
Z lęku przed Czasem i tą jego władzą,
Nie mogłem-ż rzec ci: „Dziś kocham najbardziej“,
Gdy to dziś pewne, a co jutro dadzą —
Tą niepewnością serce moje gardzi?
Miłość jak dziecko: żali nie ma prawa
Rzec, iż jest duża, acz się większą stawa?