ważającą siłą w lasach, zanim zdołacie dotrzeć do domu! Jadą oni na północo-wschód pomiędzy Ben Bulben i Cashel-na-Gael.
Fryderyk Hamilton przywołał pięciu rajtarów, którzy pierwsi wypalili do mnichów, i odezwał się:
— Czemprędzej siadajcie na koń, jedźcie w las za górą, zabiegnijcie drogę tym ludziom i zabijcie ich.
Rajtarzy odjechali migiem, a w kilka mgnień hulnęli w rzekę i przebyli ją wpław w miejscu, które dziś nazywają Brodem Buckleya, poczem zniknęli w lesie. Postępowali bitym szlakiem, który wije się wzdłuż północnego brzegu rzeki. Plątały się ponad nią witki brzozowe z gałęźmi jarzębiny i zasłaniały pochmurny księżyc, pozostawiając drogę niemal w całkowitym mroku. Jechali rączego kłusa, to gawędząc ze sobą, to przyglądając się błędnym królikom lub łasicom, przemykającym się w ciemności. Stopniowo, w miarę jak ogarniała ich pomrocz i głusza leśna, jęli się skupiać i prowadzić ożywioną rozmowę; byli sobie zdawna druhami, więc znali nawzajem swe koleje. Jeden był żonaty i opowiadał, jak się ucieszy jego żona, widząc, że powrócił cało z zawadjackiej wyprawy na karmelitów i słysząc, jak szczęście wynagrodziło śmiałość. Najstarszy
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
128