zgrabną korpulencję, długi płaszcz irlandzki i roztrzęsioną kobzę, zwisającą z ramion, tudzież kudłate szkapsko, na którem siedział. Skoro podjechał tak blisko, iż można go było usłyszeć, zaczął krzyczeć:
— Ty śpisz, Tumausie Costello, gdy lepsi mężowie rozdzierają sobie serca na wielkich białych drogach? Zerwijno się, hardy Tumausie, bo niosęć nowiny! Zerwijno się, wielki omadhaunie! Otrząśnijże się z ziemi, ty chwaście w ludzkiej postaci!
Costello zerwał się na równe nogi, a skoro dudarz dojechał do niego, zaraz pochwycił tegoż za kołnierz spencera i wysadziwszy go z siodła, cisnął nim o ziemię.
— Daj mi spokój, daj mi spokój! — odezwał się poturbowany kobeźnik, lecz Costello jeszcze potrząsnął nim na przyczynek.
— Mam nowiny od Winny, córki Dermotta!
Rozluźniły się potężne palce i dudarz wstał, sapiąc ciężko.
— Czemużeś mi tego przódy nie powiedział, — ozwał się Costello, — żeś przybył od niej? Mógłbyś mnie wtedy besztać, ile wlezie!
— Przybyłem od niej, lecz nie pisnę ni słowa, póki mi nie zapłacisz za poturbowanie.
Costello sięgnął po kaletę, w której nosił pie-
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.
155