Leżał tam przez całą noc i cały dzień następny, wołając na nią od czasu do czasu, by przyszła do niego; a gdy przyszła trzecia noc, on wycieńczony głodem i bólem, zapomniał, że jej zewłok spoczywa hań w dole mogilnym — wiedział jedynie, że ona jest tu gdzieś w pobliżu i nie chce przyjść do niego.
Przed samem świtaniem, w godzinę, o której wieśniacy słyszą dziś jego krzyk upiorny, ocknęła się w nim dawna hardość i zawołał głośno:
— Winny, córko Dermotta Owczarza, jeżeli do mnie nie przyjdziesz, zabiorę się i nigdy nie powrócę na Wyspę Świętej Trójcy!
Lecz zanim skonał dźwięk jego głosu, nad wyspą zaszuścił chłodny i wirujący wiaterek i Costello ujrzał rój przelatujących widm; były to kobiety Sidhe w koronach ze srebra i ciemnych, rozwiewnych szatach. Pośród nich była i Oona, lecz nie ta, co uśmiechała się łagodnie: przeszła koło niego pośpiesznie i z gniewem, a mijając go, wymierzyła mu policzek i zawołała:
— A więc zabieraj się i nie powracaj już nigdy!
Chciał za nią podążyć i wołał ją po imieniu, gdy wtem cały świetlany rój wzbił się w powietrze i skupiając się razem w kształt srebrzystej róży, rozpłynął się w szarawym brzasku.
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.
179