się do Kilchriest, to jutro przed zachodem słońca obaczę się z nią.
Skoro to inni posłyszeli, dalejże śmiać się z niego, że był w tak gorącej wodzie kąpany i tak skwapliwy do swej wybranki, a jeden z obecnych zapytał go, czy zamierza opuścić swą szkołę w starej cegielni, gdzie tak dobrze nauczał dziatwę. Lecz ów odrzekł, że dzieci pewno się ucieszą, gdy rano nie zastaną go w tem miejscu i nikt ich nie będzie zapędzał do roboty; co się zaś tyczy szkoły, to może ją znów założyć gdzieśkolwiek, boć ma zawsze ze sobą mały kałamarzyk, zawieszony na łańcuszku u szyi, i ogromnego Wirgiljusza i abecadlnik, schowany za pazuchą.
Kilku wieśniaków poprosiło go, żeby przed wyjściem wychylił z nimi kieliszek, a jeden z młodszych ucapił go za połę, mówiąc, że nie powinien ich opuszczać, nie odśpiewawszy piosenki, którą ułożył na cześć Wenery i Marji Lavelle. Dał się namówić na kieliszek wódki, ale dłużej nie chciał się zatrzymywać, by mógł coprędzej ruszyć w drogę.
— Czasu macie aż nadto, Hanrahanie Rudy, — rzekł gospodarz. — Będziecie mieli jeszcze czas, by wyrzekać się zabawy, skoro się ożenicie, a może dużo wody upłynie, zanim się zobaczymy znowu.
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
6