zwracał pożyczkę z wygranej — słowem, ani szczęście ani powodzenie nie ostawało przy nikim zbyt długo.
Już raz Hanrahan przemówił, jak mawia człek przez sen:
— Już czas na mnie, by iść w drogę.
W tejże jednak chwili wpadła mu dobra karta, tak iż wygrał stawkę i wszystkie pieniądze zaczęły przechodzić do niego. Raz pomyślał też o Marji Lavelle i westchnął — równocześnie jednak odbiegło go szczęście i zapomniał o niej znowu.
Lecz wkońcu szczęście zaczęło dopisywać staruszkowi i już przy nim się ostało; wszyscy już przegrali do niego, on zaś zaczął się śmiać sam do siebie urywanym śmiechem i śpiewać raz po raz półgłosem:
— Wino i dzwonka, odwaga i siła... — i tak bez ustanku, jakby to były słowa jakowejś piosenki.
Gdyby ktoś po chwili przyjrzał się zebranym i zobaczył, jak ich ciała kołysały się to w tę to w ową stronę i jak ich oczy śledziły ręce starca, pomyślałby sobie, że są pijani, albo też, że postawili na kartę całe swoje ziemskie mienie; tak jednak źle nie było, gdyż ćwierciówka stała nietknięta, odkąd rozpoczęto grę, i była prawie pełna, zaś w grę wchodziło jeno niewiele sztuk
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
9