Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

prawie ogłuszeni ich ujadaniem; lecz ogary, choć rącze, nie mogły dogonić zająca, który im się wciąż wymykał, aż nakoniec stało się coś nieoczekiwanego. Jakiś, zda się, wichr szalony wywalił naoścież wrota lamusa — zając zdwoił bieg, dał susa nad tarcicami, przy których dopiero co siedzieli grający, i dunął poprzez wrota hen w pomrocz nocną, psy zaś nuże przeskakiwać deski i huzia! za nim w pole.
Wówczas dziad zawołał:
— Hej, wtrop za psami, wtrop za psami: nielada polowanie ujrzycie w nockę dzisiejszą! — i wyszedł śladem psów.
Atoli, choć to ludziskom nie była pierwszyzna polowanie na zająca i choć mieli chętkę do zabawy, to jednak bali się wyściubić nosa w noc ciemną; jedynie Hanrahan zerwał się i oświaczył:
— Ja pójdę! ja pójdę!
— Lepiejbyście tu ostali, panie Hanrahanie, — ozwał się parobek, co stał obok niego, — może się wam przydarzyć jakoweś wielkie nieszczęście.
Lecz Hanrahan odrzekł:
— Zobaczę piękną zabawę, zobaczę piękną zabawę! — i wyszedł za drzwi, zataczając się, niby człowiek snem ujęty; ledwo wyszedł, drzwi zatrzasnęły się za nim.

11