Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

łowów rozbrzmiał mu ponad głową; potem wszystko pomknęło na północ, aż znowu nie mógł nic dosłyszeć.
— To mi się nie podoba, — rzekł do siebie, — to mi się nie podoba!
Nie mógł iść dalej, lecz usiadł na wrzosowisku, na którem się znajdował, w samem osierdziu Slieve Echtge, gdyż zupełnie opuściły go siły wskutek odbycia tak długiej wyprawy.
Po chwili spostrzegł, że tuż obok niego były jakieś wrota, a z poza nich wydobywało się światełko; zdziwiło go to, że nie widział ich przedtem, choć były tak blisko. Powstał i pomimo zmęczenia doszedł do wrót; chociaż na dworze była noc głęboka, to jednak wewnątrz zagrody jasno było jak w dzień. U wnijścia natknął się na jakiegoś staruszka, który zbierał tymianki i żółte kosaćce, a zdawało się, jakby w nich były wszystkie błogie zapachy lata. A starzec rzekł:
— Już to wiele czasu upłynęło, jakeś do nas nie zachodził, Hanrahanie, mężu uczony i wielki pieśniarzu!
Mówiąc to, wprowadził go do wielkiego, oświeconego domostwa, a były w niem wszystkie wspaniałości, o jakich kiedykolwiek słyszał Hanrahan, wszystkie barwy, jakiekolwiek widywał w życiu. W samej głębi domostwa było wznie-

13