niejszy i wyrazistszy, w miarę jak wydłużały się cienie szuwarów. Wkońcu mógł już wyróżnić słowa:
— Jam piękna, jam piękna! ptaki w powietrzu, ćmy pod liśćmi, muchy nad wodą przypatrują mi się, bo nie widziały nigdy nikogo tak pięknego, jako ja. Jam młoda, jam młoda: poglądajcie na mnie, góry, poglądajcie, ginące knieje, bo ciało moje lśnić będzie, jako wody przejrzyste, gdy wy zapadniecie się w nicość. I wy i plemię ludzkie i stada zwierzęce i ryby i roje skrzydlate — skazani jesteście na zagładę, jako świeca, co się dopala; ja wszakże śmieję się z całej mocy, bom jest wciąż młoda!
Od czasu do czasu głos się urywał, jakby wskutek zmęczenia, a potem znów się ożywał, wykrzykując jedne i te same słowa:
— Jam piękna, jam piękna!
Wtem zatrzęsły się chaszcze na skraju jeziorka; jakaś stara babina, przedarłszy się przez gąszcz, minęła Hanrahana, wlokąc się krokiem ociężałym. Twarz jej była ziemistej barwy i tak pomarszczona, że równać się z nią nawet nie mogła twarz jakiejkolwiek czarownicy; siwe jej włosy zwisały jak kłaki, a łachmany, które miała na sobie, nie osłaniały ciemnej skóry, stwardniałej od wichrów i słoty. Przeszła obok niego z oczyma szeroko wytrzeszczonemi, z głową podniesioną
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
60