do góry, z obwisłemi po bokach rękoma i znikła w cieniu wzgórz po stronie zachodniej.
Dreszcz przeniknął Hanrahana, gdy ją obaczył, gdyż poznał w niej niejaką Winny Byrne, która włóczyła się po prośbie z miejsca na miejsce. Nieraz mu opowiadano, że była ona niegdyś tak mądra, że wszystkie kobiety w okolicy zasięgały we wszystkiem jej rady, a miała głos tak cudny, iż zbiegali się zewsząd mężczyźni i kobiety, by posłuchać jej śpiewu na kiermaszu czy weselu. Ale Wciórnastki, wielkie Sidhe, ukradły jej przed laty rozum w pewną noc Samhain, gdy zdrzemnęła się na rozdrożu i ujrzała we śnie sługi Echtge ze wzgórz.
A gdy znikła na zboczu pagórka, zdawało się, że jej krzyk: — Jam piękna, jam piękna! — wychodzi z pośród gwiazd na niebie.
Zimny wiatr wczołgał się pomiędzy sitowie; Hanrahan uczuł dreszcz, więc powstał, by zajść do jakiejś chałupy, gdzie będzie ogień na nalepie. Zamiast jednak, jak po inne dni, skręcić w dół, począł się wspinać na wzgórze niewielkim żlebem, który może był wydrążony koleinami, a może był poprostu wyschłem łożyskiem strumienia. Była to ta sama droga, którą poszła poprzednio Winny, a wiodła do małej koliby, w której ona nocowała, o ile wogóle miała ochotę gdziekolwiek nocować.
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
61