— Wino i dzwonka, odwaga i siła; żołądź i czerwień, wiedza i przyjemność.
Zaczął powtarzać te słowa, jakby rozmawiał sam ze sobą; może śnił, może i nie, ale ból w lewej łopatce nie opuszczał go ani na chwilę. Po niejakim czasie cztery baby jęły się swarzyć w izbie, pomawiając się nawzajem o szachrowanie w grze; głosy ich stawały się coraz to bardziej podniesione, przechodząc we wrzaski i przekleństwa, aż nakoniec dokoła chaty i ponad nią rozlegał się hałas przeraźliwy. Hanrahan słysząc to pół przez sen, pół na jawie, przemówił:
— Jest to odgłos walki między sprzymierzeńcami i nieprzyjaciółmi człowieka bliskiego śmierci. Zachodzę w głowę, kto w tem pustkowiu może być człowiekiem blizkim śmierci...
Ani chybi, musiał zasnąć na dobre i przespał czas dłuższy. Skoro otworzył oczy, ujrzał nad sobą starą pomarszczoną twarz Winny z Rozstajnej Drogi. Wpatrywała się w niego nieruchomo, jakby chcąc się upewnić, że nie umarł, i mokrą szmatą obcierała krew, co zakrzepła na jego licach, po chwili zaś bądź podpierając go, bądź niosąc wciągnęła osłabionego do izby i ułożyła na czemś, co zastępowało jej wyrko. Podała mu garstkę ziemniaków z garnka stojącego na piecu i, co więcej go orzeźwiło, kubek wody źródlanej.
Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
63