Strona:Wincenty Kosiakiewicz - Trzydzieści morgów.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

trochę po śmierci. Pożółkł cały i, choć nie dawno kazał się ogolić, cała broda i górna warga porosły siwemi sterczącemi, niby szczeciny, włosami.
Stary nie miał dzieci, a żona oddawna już na niego czekała na tamtym świecie. Przy łóżku jego stoi też tylko wychowanica Jagna i jej mąż Bartek, którzy w gospodarce starego rządzili, jak w swojej i za prawowitych gospodarzy się mieli.
Nie myśleli pewno o tem, że ich rządy póty trwać będą, póki życia starczy staremu. Teraz przyjdą ci, co im się podług prawa należy gospodarstwo, i wykwitują Jagnę i Bartka. Stary miał dwóch siostrzeńców po rodzonej siostrze. Jeden, Maciek, za młodu wywędrował do Warszawy i tam pono za stróża jest przy wielkiej kamienicy. Drugi, Jędrek, służy w wojsku i ma za dwa lata wrócić. Do nich to należy ta cała gospodarka, którą Jagna przywykła już za swoją uważać.
Stoi też ona przy łóżku zmarłego markotna i ponura.
Bartek po głowie się drapie i pacierz pod nosem szepcze. Żal mu Tomasza, z którym żył pod jednym dachem parę lat i krzywdy nijakiej od niego nie doznał.
Jagnie zaś żal i zmarłego, który ją jako sierotę z drogi publicznej podniósł, wychował, wyswatał i krowę dał na wiano, żal jej także i gospodarki trzydziesto morgowej, i chałupy, i dobytku.
Stoi nad trupem i myśli, czy niema sposobu, aby ostać przy gruncie. Oczy wlepiła w jedno miejsce i nie odzywa się ani słowem do męża. Dopiero, gdy ten wyjść chce i bierze za klamkę u drzwi, odwraca się do niego i mówi:
— Gdzie idziesz? po co wsi opowiadać, żeśmy na dziady zeszli, zaczekaj. Trza poradzić coś przecie. Tyleśmy lat tu przy gruncie byli i pracowali, to i nie wyjdziem z niego.