Chłopcom także na jesieni sprawiła nowy przyodziewek i buty. Bardzo byli tem ucieszeni, bo to były pierwsze buty w ich życiu.
Na jesieni po zasiewach pełno po wsiach wesel. W Bratkowie też młodzi żenili się, a co dnia niemal słychać było skrzypki i cymbałki i widać dziewuchy wystrojone i chłopców, idących do kościoła.
Jagnę i Bartka wszędy zapraszano na wesela. Jagna zaś szczęśliwa, że ją ludzie tak szanują, tańczyła do upadłego, choć była kobieta a nie dziewucha.
Zima tego roku była mroźna, wietrzna i długa. W chałupie Bartkowej ani zważano na nią. Dostatek tu panował. Na Boże Narodzenie zabito ukarmionego wieprza. Okrasy więc do jadła Jagna nie żałowała.
I tak żyli sobie dostatnio, zadowoleni ze sposobu, który uczynił, że biedny parobek odrazu bez pracy został najzamożniejszym we wsi gospodarzem, a biedna sierota bogatą gospodynią.
Aplas żył sobie bardzo dobrze od śmierci starego Tomasza. Z początku tylko śmieli się ludzie na wsi z jego wygolonej gęby; polskiemu kmieciowi to jakoś poważnie jest, gdy nie ma ani wąsów, ani brody przy twarzy, ale Aplas to zupełnie patrzył na niemiecką małpę.
Nikomu wszakże do głowy nie przyszło, co to ogolenie znaczyć miało. Że zaś wkrótce broda i wąsy odrosły, więc i sprawa ta poszła w zupełne zapomnienie.
Do domu Bartkowego zaglądał Niemiec często.
Za tę sztukę z testamentem Jagna obiecała Aplasowi dziesięć rubli i zaraz mu na zadatek wetknęła