dalej, tem lepiej, jakie kawalątko gruntu, zaciągnąć jeszcze pożyczkę i grunt ten dla niego kupić, byle ze wsi poszedł, bo będzie nieszczęście.
Bartek, jak zwykle, nic nie odrzekł.
Jagna zaczęła naprawdę myśleć o tem.
Przyjmowała teraz grzecznie u siebie Aplasa, smażyła mu jajecznicę i pewnego razu powiedziała, że kupi mu grunt, jeżeli gdzie wynajdzie do kupna niewielki kawałek.
Niemiec się ucieszył.
Nazwał Jagnę dobrą kobietą, przysiągł się, że z ust jego nigdy nie wyjdzie nic takiego, coby jej krzywdę przyniosło, a nawet, aby się Jagnie przypodobać, przestał przyjaźnić się z Jędrkiem.
Chodził też po okolicy, aby wynaleźć co odpowiedniego dla siebie.
Znajdował w paru miejscach małe zagrody po trzy, po cztery morgi i potem chodzili z Jagną oglądać je, ale wszystko to nie udawało się kobiecie. Zawsze znalazła coś do przyganienia — na prawdę zaś uważała, że grunt był za blizko Bratkowa.
Niemiec więc chodził po dalszych wsiach i w końcu wynalazł o trzy mile czteromorgowy grunt do sprzedania.
— Trzy mile, — pomyślała Jagna, — to dosyć daleko — nie będzie przyłaził.
Zaczęto więc targ.
Wkońcu zgodzono ten grunt za tysiąc rubli na czteroletnią spłatę i przepisano go u rejenta na Aplasa.
Tak więc Aplas bez pracy został gospodarzem, a Jagna, uczyniwszy to, pomyślała sobie, że teraz nareszcie ma głowę spokojną.