I Jagna gorzko żałowała, że zły duch wówczas przy łożu zmarłego podszepnął jej niedobrą myśl i że myśli tej usłuchała.
Oto i grunt ten wysuwa się jej z rąk i posiadanie jego nie przyniosło jej ani szczęścia ani spokoju.
Pewnego razu przyszła Jagnie myśl gorsza jeszcze, niż wszystkie, jakie przez głowę jej przechodziły. Ale nie mogla się jej oprzeć.
Postanowiła Aplasa otruć.
Wiedziała, że to grozi straszną karą, wiedziała, że czyn może się łatwo wydać. Ale chwyciłaby się czegokolwiek, bo już żyć dłużej w ciągłym strachu i widzieć, jak wszystek jej zarobek zabiera Niemiec — nie mogła.
We wsi o truciznę nie trudno. Niektóre stare baby, co się znają na czarach, mają pewien biały proszek, ukryty dobrze. Za papierka można proszku tego dostać tyle, że na jedną osobę zupełnie wystarczy.
Jagna kupiła trucizny.
Obmyśliła sobie nawet, że wsypie ją kiedy do mleka i niem poczęstuje Niemca.
Ale coś ją wstrzymywało od tej zbrodni.
Odkładała ją więc z dnia na dzień, nie śmiejąc wykonać.
Aż tu jednego dnia wchodzi Niemiec trochę podchmielony i mówi do Jagny:
— Wiecie co? moja żona umarła. Ja tera wdowiec.
Jagna kiwnęła głową. A on mówi dalej:
— I wy wdowa, to się pobierzmy.
Jagna spojrzała na niego.
— Ja miałabym wyjść za was? Czyście wy źle w głowie dostali?