Aby ukazom nie dawać posłuchu, 104
I przed sprawnikiem[1] nie padać na duchu;
Ale z początku wykrętnością samą
To czas mitrężyć, to terminy mijać, —
A jak exequens[2] stanie już pod bramą, 108
To w po-za-drodze[3] z czeladką rozbijać, —
I setnych razów gościom[4] nie żałować;
Bo by inaczej na złe nam to wyszło, —
I nigdy w niczem Moskwie nie folgować, 112
Choćby ze wszystkiem zfrymarczyć się przyszło;
Przeto wędliny, chleb i wódkę starą,
I co się tylko dla żołnierza zgodzi,
Chować po puszczach pod gardłową karą; 116
Bo to inaczej Moskwa kraj ogłodzi,
A Koroniarze strudzeni z pochodu
Jak tu nadciągną, niechaj nikt nie powié,
Iż jako w puszczy doznał w Litwie głodu; 120
Owszem, dar Boży niech pożyją zdrowi.
A ten czas krótki, — nim ich Bóg sprowadzi,
Sławnych z affektu dla kraju polskiego,
I z animuszu i z męstwa przedniego, — 124
Litwa już sobie i sama zaradzi:
Bo wiedzieć trzeba o tem doskonale,
Że Moskwa przepaść musi już koniecznie;
A choć tam trochę będzie niebezpiecznie 128
,
Byle się wybić, byle kraj był w cale,
Jako Bóg żywy! — wszystko będziem mieli;
Bo zawsze szczodrą ziemia nasza była,
A nim ją w szpony Moskale ujęli, 132
Lepiej, pamiętam, niż dzisiaj rodziła.