Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/122

Ta strona została przepisana.
120

Kiedyż — kiedyż, atamanie!
Znajdziem sobie żniwo?
Kiedyż będziem na majdanie[1]
Kosić szablą krzywą?!       44

Nieraz dziuba we drzwiach stanie,
O zdradę nas wini;
A my, — ojcze atamanie!
Dyszem na pustyni.       48

Gdzie zdrój wodą nie pociecze,
Wiatr nie czesze błoniem,
Gdzie kruk kości nie zawlecze,
Tam my toczem koniem.       52

We dnie spieka nad taborem,
W nocy gad się wije,
Ach! a serce nad wieczorem
Codzień żywiej bije.       56

Czy nie lepiej tobie było
Pić z lackiemi pany?
Wszak za stołem słuchać miło,
Jak brzmią teorbany? —       60

Czy nie lepiej własnym było
Stepom się pożalić?
Z mołojcami pod mogiłą
Nocny ogień palić?       64

Trawa buja ścieżką naszą,
Jak zdrój lata płyną.
Oj! zatęsknił koń za paszą,
Kozak za dziewczyną!“ —       68

„Cyt! cyt, druhu! — cyt, kozacze!“
— Ataman zawoła —

  1. w. 43 majdan = plac obozowy.