Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/13

Ta strona została przepisana.

słodką nadzieją, grały jej oczy demonicznem światłem natchnienia. O, dobrze jest, że od owej chwili do dnia dzisiejszego dziesięć prawie lat upłynęło, bo by mię może kto o przesadę obwinił; ale jak się nie starzeje w człowieku cześć dla Boga, tak i najpiękniejsze obrazy po Bogu stoją przed duszą, ręką czasu nie zatarte. Gdyby to wrażenie było na żołnierza padło, zrobiłoby może z niego bohatera. Ja zacząłem pisać od owego czasu“.
Rzecz jasna, nie należy tego brać dosłownie. Pisywał Pol już dawniej, ale pobudki dawniejszego pisania były raczej literackie; dopiero od poznania Klaudyny Potockiej zrozumiał, co to szczere natchnienie i poczuł się poetą. Zbiorek ówczesny drezdeński poniósł cichaczem, opatrzywszy pseudonimem Janusza Nowiny, do generalnego konfidenta poetów polskich, Odyńca, przed którym także niedawno Zygmunt Krasiński i Stefan Garczyński z pierwszemi próbkami nieśmiało się zwierzali. Odyniec poznał się na prawdziwych klejnotach i zaniósł Pieśni Janusza Mickiewiczowi. Pochwały Mickiewicza ośmieliły Pola do wyjawienia autora Pieśni. Odtąd Pol wkupił się niejako Pieśniami Janusza do grona najbliższych Mickiewiczowi, poznał go bliżej i sam mu się dał lepiej ocenić. Niedaleki twórca Pana Tadeusza polubił Pola nietylko za dziarskie pieśni, ale także za niezliczone anegdoty staroszlacheckie, w których opowiadaniu Pol był mistrzem, nie ustępującym ani H. Rzewuskiemu, ani Domejce.
Z rozmów z Mickiewiczem zapamiętał i przekazał nam Pol kilka zdań znamiennych, dowodzących, jak bystro przeniknął piewca Dziadów naturę i rodzaj talentu Pola. Polowi nie zbyt może do smaku przypadły rady Mickiewicza; ironicznie zauważył we wspomnieniach, że