Niech też o nas przecie radzą, 135
Bo nam djablą łupnię dadzą[1].“
Rzekł, a jam się kopnął cwałem,
(A nie byłem nigdy w sztabie).
Wódz! nie żarty — pomyślałem,
Szlify wodza to nie grabie — 140
Nuż tu ćwika na czem schwyta!
Nuż znienacka mnie zapyta!
Trzeba mu się odciąć sprawno —
Nuż zapyta: „Służysz dawno?
Kiedyś dostał krzyż francuski[2]? 145
W wojnie pruskiéj — czy też ruskiéj?
Czyś tam kontent z młodej wiary?
Czy was racja[3], żołd dochodzi?
Młody żołnierz czy z zapałem?
A pułkownik czy zdrów stary? 150
Co się święci? — wróg, czy godzi?
Czy są działa? — jest piechota?
A po skrzydłach las? czy błota?...“
Zgoła wszystko pomyślałem;
Kontent ruszam, wiatry wieją, 155
Czasem spojrzę — są depesze[4]?
A mój deresz sobie czesze[5],
Aż się wszyscy djabli śmieją!
Więc stanąłem w sztabie rankiem,
A otarłszy czoło z znoju, 160
Wiążę konia tuż przed gankiem,
I rżnę prosto do pokoju.
„Gdzie wódz ?“ — pytam. — „Czyś zwarjował,
Któż o wodza tak się pyta?