Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/133

Ta strona została przepisana.
131

Tu się widzę nieźle dzieje,
Bo tu tylko wino płynie,       200
A tam krew się polska leje —
Ach! i pułk mój może ginie!...

Żal mi było pułkownika,
O depesze nikt nie pytał,
Nikt mię z panów nie powitał —       205
Jam nie umiał ich języka;[1]
A więc stałem w kątku cicho,
Wkońcu myślę — co za licho?
Dla starego rzecz to nowa,
Ej — chybiłem wioskę pono —       210
Tu po polsku ni pół słowa,
A o sztabie mi mówiono.

Wkońcu-m poznał tych ichmości:
To Francuzi niezawodnie,
Których wódz chce uczcić godnie,       215
By znał Francuz, że tu gości;
Gdym to myślał — z miną tęgą
Na wiarusa jeden wpada:
„A hultaju! a ciemięgo!
Przydymiona czekolada!“       220
A więc rzekłem: Niech nam żyją!
Wszak to nasi, nie Francuzi —
Ależ warto im dać buzi!
Znać, że się o wolność biją —
I żal serce mi ucisnął...       225

Ukończono wreszcie gody,
Jam z raportem się przecisnął,
Wziął go jakiś panicz młody —
Wziął, przeczytał, na stół rzucił,

  1. w. 206. Sztabowcy rozmawiali między sobą po francusku.