Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/145

Ta strona została przepisana.
143

Wszak Lubelskie, to nie stepy!
Ponad drogą sroczki skaczą.
Radzi lance[1] te zobaczą,
A na lancach te krwi lepy.
O! jak z Huty ujrzą gościa[2],
Zabrzmi okrzyk nam z Zamościa,
I uderzą z dział!       45



SŁAWA BOGU[3]

Pasą konie po rozłogu[4],
W niebo bije wrzawa:
sława bogu! sława bogu!
Białym czapkom[5] sława!       4

Ćma kozaków migła zdala,
Budziński poskoczył:
sława bogu!“ na Moskala,
I konika zbroczył.       8

Ciężko skłóty popadł w łapkę,
Kozak z niego szydzi:
A na ziemi białą czapkę
Pan Różycki widzi.       12

„Hańba bracia! hańba! daléj!
„Młoda krew to, młoda!

  1. w. 40. Aluzja do gościnnych dworków w Lubelskiem, gdzie radzi ujrzą lance jazdy polsko-wołyńskiej, oblepione krwią wroga.
  2. w. 43 gość z Huty Różycki; ob. str. 113.
  3. SŁAWA BOGU. Dzikie hurra! przy ataku zamienił K. Różycki na wykrzyk: „sława bogu!“ — Zdarzenie tu opisane jest następujące: Budzyński wpadł pod Solcem w moskiewskie łyka, co Różycki widząc posłał Wizowskiego z dwoma żołnierzami na odsiecz. Wizowski, celny strzelec, wpadł na swym siwym koniu Jaszczurce między kozaczyznę i odebrał w oka mgnieniu rannego młodziana. (Obj. poety).
  4. w. 1 rozłóg = pole rozłożyste
  5. w. 4 Białe czapki miała jazda wołyńska Różyckiego.