A śród nocy, ponad brzegiem, |
czenie miały, pozwalali im do Francji wyjeżdżać; podoficerów zaś i żołnierzy, na których, mówili, żadnego niemasz funduszu, a na których utrzymanie Prusy dłużej łożyć nie mogą, korzyściami amnestji durzyli. W tym ciężkim razie, oficerowie artylerji, pierwsi przykład prawdziwie braterskiej pomocy dając, ofiarowali żołnierzowi, z sum francuskich, dla nich samych przypadłych, do 10.000 fr. na koszta podróży do Francji. Ale, by doprowadzić do Francji 15.000 wojska pod ten czas będącego, na jednego żołnierza tylko po sto franków licząc, potrzeba było półtora miljona franków. Skądże go było wziąć? W miarze uzyskania jakiejkolwiek pomocy z Francji, wyjechał jenerał Bem dnia 15 grudnia 1831 r. z Elbląga i zastał w Dreznie Komitet dam polskich pod prezydencją pani Klaudji z Działyńskich Potockiej, która, dowiedziawszy się o naszym kłopocie, całą kasę Komitetu, pomnożoną powtórną na ten cel składką dam i dodaniem własnych, z Polski uwiezionych klejnotów, żołnierzom ofiarowała. Tym sposobem uzbierało się 40.000 zł. pol., które Komitet drezdeński zaraz nazajutrz po przybyciu jen. Bema odesłał do pana Riesen, obywatela w Elblągu, szczerze zajmującego się losem Polaków. — Z tą, choć niewielką sumą można już było powiedzieć rządowi pruskiemu, że wszyscy żołnierze nasi własnym kosztem odbędą drogę do Francji, a tych zapewnić, że gdy w przedsięwziętem postanowieniu wytrwają, nie zabraknie im pieniędzy na drogę. Rozgłaszano nawet, że sumy te są bardzo znaczne, aby żołnierzom pod pozorem braku pieniędzy paszportów nie odmawiano. — Oficerowie polscy niżsi, na mocy kapitulacji po jednym przy każdej kompanji zostawieni, wyżsi, którzy koniecznie przy żołnierzach pozostać się upierali dla utrzymania kompletu pułków, i wybrańcy jen. Bema, porozumiawszy ducha ogółu, stosowne pozaprowadzali stowarzyszenia, a dusze świeże, niezłomne zawarły związki. — Dybano na oddalenie oficerów z Prus, a ci najmocniej się temu opierali, rozmaite do dalszego pozostania wynajdując powody; niektórzy nawet rozdzierali i jątrzyli gojące się rany; aż wkońcu ich wypchnięto: wtenczas rozsypano żołnierzy, utrudzono komunikacje, zmieszano bronie, łudzono powtórnie amnestjami, miotano strachy i groźby, zmniejszono żołd, morzono głodem, i oddano pod władzę oficerów i podoficerów pruskich. Żołnierze nasi, stali i nieustraszeni, obierają z pomiędzy swojego grona przełożonych, zaprowadzają porządek i służbę wojskową, uskuteczniają tajemnie surowo im wzbronione schadzki nocne, i zachęcają się wzajemnie do nienawiści przeciw wrogom, a niezachwianej stałości w zamiarach. Rząd pruski bronią bezbronnych wolności bohaterów w granice ujarzmionej Polski usiłuje weprzeć, i lasy bagnetów na nich jeży. — „Kusa rada!