Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/17

Ta strona została przepisana.

tycznej i jej ogniem rozgorzał. Bitwy, przeprawy i potyczki były dla niego żywem źródłem natchnienia. Huk dział go podniecał, nie narkotyk żaden. Sine dymy ognisk obozowych, wojskowe pobudki: oto piastuny rodzącej się Pieśni Janusza. Poezja czynu wyzywała do uwiecznienia się w słowie, zapalnem jak proch, a melodyjnem jak tentent kawalerji, pędzącej do ataku. Wezbrało uczucie, tłumione przez lata i rozlało się potokiem pieśni niezrównanych; większych nie miał już utworzyć przez całe życie. Była to przebujna, błogosławiona wiosna jego twórczości: cała niwa natchnień pokryła mu się wtedy najrozmaitszem kwieciem polskiem wszelkich barw i woni. Cały przyszły Wincenty Pol objawił się już w zarodczej sile Januszowych Pieśni. On sam przez resztę życia snuć będzie z przebogatej przędzy natchnień roku 1831-go.
Pieśni Janusza były niezwykłem zjawiskiem w poezji naszej. Różniły się one stanowczo od wszystkiego, z czem dotychczas romantyzm polski wystąpił. Nastrój i ton były odmienne. Pol jest tu sobą od początku do końca. Nie naśladuje nikogo, nie potrzebuje wprost żadnego wzoru literackiego. On czerpie wprost ze źródła, które trysnęło tak hojnie w r. 1831. Bezpośredniość wrażeń, przelew natychmiastowy życia w poezję dokonał się tu w sposób niezrównany, powiedzmy: niesłychany w dziejach poezji polskiej. Jak widział i słyszał, tak zapisał — a że to, na co wówczas patrzał, było istotnie działaniem twórczem narodowego ducha — więc też naród cały poznał się i ukochał w Pieśniach Janusza. Pol ogarnął bowiem całą skalę narodowego życia; nie uronił ani jednego zasadniczego tonu. Podobien wędrowcowi, co niespodzianie zaszedłszy w kraj nieznany a pełen uroku, zachwyca się