W długie opisy Janusz nie ma czasu się wdawać. Jego pieśni, to jakby szkice na żołnierskim bębnie kreślone przez dziarskiego wojaka. Sonetów wojennych on nie napisze, jak Garczyński, bo czuje contradictio in adjecto; ale poświstując obozową nutę, wyśpiewa wieczorem przy ognisku, na co w dzień patrzał, powtórzy, co zasłyszał wśród huku dział i trzasku karabinów na polu bitwy (Podjazd. — Patrol. — Pobojowisko pod Wawrem). Uczucia proste wyrażają się tam poprostu, szczerze, bez upiększeń, tak, jak istotnie mogła wtedy mówić „dusa krakowska“ między rannymi i pomiędzy trupy...
Stało się, jak przepowiedział i życzył Mickiewicz: niejedna z Pieśni Janusza weszła w naród, jakby jego własność: śpiewano je po przedmieściach i dworkach. Roznosiły one wszędzie zapał do wolności, krzepiły nadzieję, prostotą i wdziękiem wnęcały się tam, dokąd ważniejsze, głębsze utwory nigdy trafić nie mogły. Pol bowiem umiał do każdego przemówić jego językiem: „ja pieśń z ludu mam dla ludzi“. Jego chłopi przemawiają bez afektacji i maniery, z odcieniem gwarowym, stosownie do tego, czy mówi Mazur, czy Kaszub, czy Krakus. Język to czysty, nie podrabiany i oddaje wiernie sposób myślenia i uczucia ludu, prostego żołnierza. A z jakiem dopiero mistrzostwem, z jakim rozmachem odtworzył Pol mowę i niemal ruchy konfederatów i szlachty drobnej z ostatnich lat Stanisława Augusta. Tu czerpał z własnych, studenckich czasów, kiedy wsłuchiwał się w opowiadania starców. Z upodobaniem kreślił w Pieśniach Janusza sceny z życia szlacheckiego, tworzył pierwsze w literaturze naszej gawędy, przed Panem Tadeuszem, przed Pamiątkami Soplicy. Przyszły autor Przygód Benedykta Winnickiego już jest w gawędzie p. t.:
Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/19
Ta strona została przepisana.