Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/23

Ta strona została przepisana.

dla wielu dzisiaj za proste i za jasne. Janusz z własnemi nie rozwodził się żalami: „Ja pieśń z ludu mam dla ludzi, Żale toną w głąb“ — ani wątpił jeszcze o sile i skutkach pieśni i nie pytał w niepewności, jak późniejsi:

O, pieśni, czyli ty nie będziesz daremną?
O, pieśni, co się z tobą stanie?
Będziesz-li ulgą siostrze, bratu?

ani też żaden reżyser nie ośmieliłby się wówczas kpić z niego:

Widocznie brak ci tematu!!

Tematu nie brakowało Polowi ani wówczas, ani potem; w Pieśniach Janusza trzymał się on jednak z umysłu przeważnie poziomu żołniersko-ludowego. Ale nie byłby chyba poetą z r. 1831, gdyby pominął nastroje głębsze, sięgające do dna duszy znękanej Narodu, co z upadku czasowego najświętszej sprawy Wolności wynosił nietknięte skarby wiary w ostateczny triumf Polski, triumf, związany ze sprawą wyzwolenia nie tylko jednego narodu, ale ludzkości. I dlatego po wyjątkowym w Pieśniach Janusza, byronicznie usposobionym Belwederczyku, który „zna rozpacz ludów, zna gwałty rządów i burze serca i losów“, po tem, u Janusza chwilowem przygnębieniu, które z zaciętością głosi, że „i rozpacz szczęściem być może“ — nastąpiła Pierwsza Rocznica z natchnionem exoriare aliquis, wróżącem, że „wstanie mąż wielki z tych polskich kości... z uczuciem krzywdy mego narodu, a z mieczem całej Ludzkości!“ Wierzył poeta, że „będą nasze więzienia ciemne miejscem odpustu Ludzkości“; wierzył z zapałem, że ogniwa kajdan