Nadzwyczajna obfitość słowa była jej błogosławieństwem, ale była też niebezpieczeństwem. Łatwość niesłychana wiersza dodawała skrzydeł uczuciu, kiedy szło o wylew patrjotyczny w Pieśniach Janusza, ale taż sama łatwość folgowała potem rozwlekłości i gadatliwości niewyczerpanych anegdot szlacheckich. Potoczystość opowiadania wzbierała nieraz potokami słów bez głębszej treści. Zato prostota, jasność i ludzkość jego poezji wynagradza niejeden brak. Docierał Pol do tłumów, do tych sfer szerokich, które nie mogły jeszcze zrozumieć i ocenić Krasińskiego lub Słowackiego. Na ogół biorąc, poematy jego większe, źle zbudowane, bez artyzmu i stopniowania, bez urozmaicenia treści, nie wytrzymały próby czasu i zaszkodziły utworom drobnym, dziś zapomnianym, a zawierającym szczere perły natchnienia,[1] (Leśne jezioro, Pierwsza noc we dworze, Ranek w puszczy i tyle innych). Sam Pol wyżej je stawiał od swych większych poematów, nawet od Mohorta wyżej. Tam kryła się skromna i wrażliwa dusza poety.
Tendencyjność większych poematów, ich jednostronność i wyłączność zaszkodziła dawniejszej popularności Janusza, przyćmiła blask jego Pieśni, które dzisiejszemu pokoleniu nie mówią już tyle, co dziadom i ojcom naszym. Ale poezja Pola, przeszedłszy pod koniec zeszłego wieku czyściec niezasłużonej obojętności — ostanie się w najistotniejszej swej treści jako szlachetny, rodzimy kruszec trwałego blasku i mocy. Kto zechce kiedyś, po wielu, wielu latach wiedzieć, co czuły, myślały, co kochały i czciły, a czego nienawidziły pokolenia najbliższe rozbiorem Pol-
- ↑ W. Pol: Pieśń o ziemi naszej oraz Liryki wybrane opracował Roman Zawiliński. — Bibljoteka Narodowa Nr 21, str. 97—104.