Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/5

Ta strona została przepisana.
WSTĘP

Po latach największych hołdów, które wyniosły Pola na same szczyty sławy narodowej, a nazwisko jego uczyniły rozgłośnem od Warty po Niemen i Dniepr, ze czcią powtarzanem po dworach i dworkach, w suterenach, warsztatach i chatach — nastały lata niezasłużonego zapomnienia, potem grobowej ciszy, wreszcie lodowatej obojętności. Doszło do tego, że wiersze powszechnie znane, z zapałem śpiewane, krążyły znowu, jak w r. 1832, anonimowo; nie trudno spotkać (a mówię to z osobistego, kilkakrotnego doświadczenia) ludzi ze stopniem naukowym, którzy umieją śpiewać: Grzmią pod Stoczkiem armaty; Niemasz pana nad ułana; Bracia rocznica...; Leci liście z drzewa — ale na skromne pytanie, kto też jest autorem tych narodowych pieśni, nie umieją dać odpowiedzi!...
Dzisiejsze zapomnienie ma różne powody, o których niebawem pomówimy; powody zaś nie są dzisiejsze, sięgają lat dawnych. Składał się na nie cały szereg nieporozumień między poetą, a t. zw. opinją publiczną, już przed półwiekiem. W lat kilkadziesiąt po śmierci Pola można chyba spokojnie zastanowić się nad duchową pu-