Zjechali dworno, i Panicz nadjechał,
A z domu wdowca — zda się — pierzchły troski, 16
Wyszedł na salę, i rad się uśmiechał,
Ujrzawszy syna w sukmanie Krakowskiéj.[1]
„Przybliż się Wasze, pokaż mi się przecie!
„No, lubię, — lubię Waści w takim stroju, — 20
„Zda się, żeś podrósł, zmężniał, moje dziecie.
„Pobłogosławić nie żal ci do boju!
„Sprosiłem na to somsiady[2] dostojne,
„By byli świadki, jak cię ślę na wojnę, 24
„Jakie nauki, jaką daję zbroję:
„A gdy łaskawi na ojca i syna,
„Spełnimy razem puhar tego wina,
„Com to przeznaczył na wesele twoje: 28
„Bo kto tam zgadnie, jako Bóg uradzi
„W tej naszej wojnie o swojej czeladzi;
„Więc wzniesiem puhar na powrót szczęśliwy,
„I na wygraną, — a resztę wypijem 32
„— Jeśli powrócisz, a ja będę żywy —
„Trzewiczkiem Wandzi, albo jeszcze czyjem.
Tutaj Kasztelan poprawił wylotów[3],
I matce Wandy szepnął coś zalotnie: 36
„Miło mieć dziecie tak pięknych przymiotów.
— A Wanda wstydem spłonęła trzykrotnie —
„O! warto walczyć, warto — jak Bóg żywy!
Za taką dziewę — a za nasze niwy!“ 40
„Przybliż się Wasze! — Raz ostatni może
„Daj posłuch jeszcze ojcowskiemu sercu: —
„Uklęknij Wasze tu, tu, na kobiercu,
„Błogosławieństwo na twą głowę złożę, 44