„A Waść mi tego nie skalaj oręża, 80
„Bo klątwa ojca piekłem cię oświeci!“
Rzekł — i na syna spojrzał pełen sromu[1],
— „Ojcze, mój Ojcze! — rzekł młodzian klęczący —
„To mnie tak groźno nie wyprawiaj z domu“ — 84
A stary zwolniał, zawisł nad nim drżący,
I lica jego czem-raz, czem-raz bladły,
Wyloty z ramion na piersi opadły,
Chciał coś powiedzieć, a żal słowa zdławił, 88
Umilkł; i długo, długo błogosławił:
I cicho było w hetmańskiej świetlicy[2]
Jako w kościele podczas podniesienia,
A łzy błyszczały z nie jednej źrenicy, 92
I można było policzyć westchnienia:
Stary Kapelan modlił się na stronie,
A dworska czeladź, stojąca u progu,
Ciężko spłakana, załamawszy dłonie, 96
Błogosławieństwa polecała Bogu.
Lecz któż opowie, co się Wandzie działo?
Gdy nad wieczorem w dziedzińcu zawrzało,
A koń na przedzie chwycił grunt kopytem, 100
I po trzech susach — już po trakcie bitym
Leciał, — już wioskę, — już figurę minął, —
Wstrzyma się jeszcze, spojrzał ku dworowi...
— „Bywaj mi zdrowa! — Bywajcie mi zdrowi!“ 104
Ruszył, — i niknie, — jeszcze — i już zginął:
A wiatr grudniowy[3], zeschłym liściem młyńca
Pośród pustego zahasał[3] dziedzińca...