Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
59

„A Waść mi tego nie skalaj oręża,       80
„Bo klątwa ojca piekłem cię oświeci!“
Rzekł — i na syna spojrzał pełen sromu[1],
— „Ojcze, mój Ojcze! — rzekł młodzian klęczący —
„To mnie tak groźno nie wyprawiaj z domu“ —       84
A stary zwolniał, zawisł nad nim drżący,
I lica jego czem-raz, czem-raz bladły,
Wyloty z ramion na piersi opadły,
Chciał coś powiedzieć, a żal słowa zdławił,       88
Umilkł; i długo, długo błogosławił:
I cicho było w hetmańskiej świetlicy[2]
Jako w kościele podczas podniesienia,
A łzy błyszczały z nie jednej źrenicy,       92
I można było policzyć westchnienia:
Stary Kapelan modlił się na stronie,
A dworska czeladź, stojąca u progu,
Ciężko spłakana, załamawszy dłonie,       96
Błogosławieństwa polecała Bogu.

Lecz któż opowie, co się Wandzie działo?
Gdy nad wieczorem w dziedzińcu zawrzało,
A koń na przedzie chwycił grunt kopytem,       100
I po trzech susach — już po trakcie bitym
Leciał, — już wioskę, — już figurę minął, —
Wstrzyma się jeszcze, spojrzał ku dworowi...
— „Bywaj mi zdrowa! — Bywajcie mi zdrowi!“       104
Ruszył, — i niknie, — jeszcze — i już zginął:
A wiatr grudniowy[3], zeschłym liściem młyńca
Pośród pustego zahasał[3] dziedzińca...



    czenia po rozbiorze Polski, odkąd jedyna nadzieja w szabli położona. — Po ojcu, szabla z błogosławieństwem; po matce, obraz Boga-Rodzicy i łzy: owoż spuścizna nasza! (Obj. poety).

  1. w. 82 pełen sromu dlatego, że dał się ponieść niewczesnej groźbie.
  2. w. 90 świetlica = izba jasna, gdzie światło i przestrono.
  3. 3,0 3,1 w. 106 grudniowy, po wybuchu powstania listopadowego; młyńca zahasał wiatr = liść zwiędły kręcił się w kółko, obracany podmuchem wiatru.