Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/9

Ta strona została przepisana.

ks. Strzeszkowski z opowieściami o Kościuszkowskich czasach, to wrażenia zamku złoczowskiego, stawianego przez króla Jana, ze starym kozakiem, ukraińcem Sokołem i śpiewem dum ruskich.
Ze wszech stron, z tylu typowych głów, na przełomie dwu epok: Polski wolnej i porozbiorowej, szła do młodzieńca przeszłość niedawna, bujna, zamaszysta i zawadjacka, wnęcając się do samej głębi duszy i oplatając go tysiącznemi zwojami na całe już życie. Polski duch i obyczaj kształcił go i urabiał lepiej i trwalej, niż uniwersytet niemiecki we Lwowie, którego wydział filozoficzny ukończył zaledwie w r. 1827. Pisał potem rozprawy, których sam tytuł był już dla przyszłego Janusza znamienny: O źródłach narodowej poezji polskiej i O Epopei, a w niej najciekawszym jest rozdział pierwszy: O pieśni gminnej.
Równocześnie z teorją szła praktyka: powstały pierwsze wierszyki, do których popęd miały nadać, wedle zeznań samego Pola, pieśni Padury i niedrukowane, w rękopisach krążące poezje Aleksandra Fredry z przed roku 1830. Poezjom Wincentego bróździła proza życia: należało pomyśleć o stanowisku i sposobie utrzymania się. Z porady Jochera, bibljografa, umyślił Pol starać się o posadę lektora niemieckiego języka w uniwersytecie wileńskim. W początku listopada 1830 r. stanął w Wilnie, gdzie musiał przygotowywać się najpierw do egzaminu na stopień „aktualnego“... studenta. Złożył go świetnie, ale zbytecznie o tyle, że niebawem nadeszły inne, ważniejsze, narodowe egzamina i niedoszły lektor niemczyzny w unirsytecie wileńskim, zaawansował zczasem na podchorążego w 10-tym pułku ułanów w korpusie jenerała