Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/126

Ta strona została przepisana.

Ciołek zerknął ciekawie na księcia.
— Ja łaską Jego Kr. Mości cieszyłem się zawdy, a jeżeli oszczerstwa złych ludzi mogły na chwilę...
— Oszczerstwa, — mówisz księże? Ja coś wiem o innych od Żelaznej Głowy, który mi czytał swoją kronikę obecnie mu skradzioną.
— Skradziono mu kronikę?
— Tak. Na szczęście znalazła się kropla którą mam w swojem ręku.
— To bardzo szczęśliwie. I myślicie książę zrobić z niej użytek?
— Zobaczę.
— Wartoby. Tylko racz W. Ks. Mość pamiętać, że pióro łatwiej chodzi po papierze, niż szabla po głowach ludzkich. Do stóp Waszych się ścielę i życzę sławnych czynów, które pismo utrwali w potomności.
Ukłonił się głęboko i jak gdyby ulotnił we drzwiach.
— Łotr to kuty na cztery nogi. Takie to gadziny będą po wsze czasy psuły dzieło dla dobra poczęte. Oh, jakżebym gniótł tych padalców.
W kilka dni pięciotysięczny dobór rycerstwa przybył z Litwy od Witolda.
Korybut z swoim wiernym sługą Grabą, który go nigdy nieodstępował, żegnany przez Jadwigę, Żórawieckich i cały szereg przyjaciół ruszył do Czech.