Mówiła gorączkowo. Mistrz Marcin podziwiał tych dwoje tak jednakowo myślących i czujących w tej chwili.
Ona go wzięła za ręce i, trzęsąc niemi, domagała się odpowiedzi.
— Sto języków musiałbym mieć, nie jeden, aby Wam odpowiedzieć. Oto w tej chwili jest u mnie książę Korybut, który pragnie Was widzieć. Wypchnął mnie z domu, abym biegł do Was i oto jestem. Przyszło mi na myśl, żeście rada widzieć moje astrolabium.
— Już, już wiem! Pójdę z wami i zobaczę go...
— Sama?
— Z ochmistrzynią.
I tak mistrz Marcin pokazywał pani sędzinie gwiazdy, podczas gdy młodzi prowadzili rozmowę.
—...Drogi nasze nigdy się nie zejdą — mówiła Jadwiga. — Ja umrę, bo się nie dam okuć w żadne związki...
— Nie. My będziemy żyć i królować Czechom. Przyjdę tu z wojskiem mojem i wezmę was. Tymczasem ufajcie mistrzowi Marcinowi, on o was będzie miał staranie i jak raz was wybawił od śmierci, tak i nadal ustrzeże od złego. Gdy wrócę do Pragi, wyprawię do was je^o żonę. To dzielna kobieta... Kocha cię całem sercem...
Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/177
Ta strona została przepisana.