— Witold ma Litwę. Witold Litwy nie wypuści, bo mu Swidrzygiełło ją weźmie... powtarzam: Cierpliwości.
— Tak, cierpliwości, odrzekł z rezygnacyą kniaź... toż to cnota.
— Zwłaszcza u młodego... wielka.
— Niech i tak będzie... tymczasem będę się u was uczył, jak rządzić ludźmi. Mówcie mi o dawnych czasach. Ja tak lubię, gdy mi o wielkich ludziach prawicie... a prawicie tak dobrze.
— Mówię to, na com patrzał, czegom doświadczał. Wierzcie mi książę, ten zawsze wygrywa, kto w porę zdarzenia za rogi chwycić potrafi. Wszystkie siły wziąć w siebie. Nie roztrwonić nic na próżno. A wy, choć młody, wy to potraficie. Był za moich czasów Gniewkowskie książę Władysław, zwany Białym, bo mu włosy niby len na ramiona spadały. Pan to był serca dobrego, ale słaby nad miarę. Fortuna mu sypała dary, jakby na urągowisko.
Korona mu pod nogi się słała, a on to wszystko zmarnował, roztrwonił, bo nie miał hartu duszy, bo nie potrafił zawładnąć nad młodzieńczemi chuci. Dla dziewki, dla podwiki poświęcił najwyższe dobro. Gniew i oburzenie mną targa, gdy wspomnę tego młodzieńca. Nie dajcie nigdy ucha ludziom złym, a przewrotnym.Biada
Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/29
Ta strona została przepisana.