— Czyś ty zmysły postradał?
Kleryk drżący zanim przemówił, weszło kilku księży.
— Ratuj kościół Zbigniewie — odezwali się od drzwi ponuro.
— Więc to prawda?
— To prawda. Heretycy zasiedli u stołu pasterskiego. Całe miasto ogarnęła gorączka.
— Tyś był spokojny. Sądziłeś, że bójka na rynku zażegnała burzę, a ot spójrz, co się dzieje. Pozamykano sklepy i świętować z uciechy zachciano.
— Przeciągają tłumy i wyją husyckie pieśni.
— Niedługo czekać, a na kościół się targną.
Proboszcz od Panny Maryi Wacław Cipcer, prałat dobrej tuszy, stanął we drzwiach, czerwony, nie mogąc dalej kroku zrobić, jak gdyby w nich ugrzązł.
— Heretyki! Kościół... napad!
Wybełgotał tak te wyrazy, słaniając się...Pociągnięto go do izby i usadzono na krześle.
— Co czynić? co czynić? — krzyczano.
Księży coraz więcej przybywało.
Zbigniew odzyskał całą zimną krew i swobodę umysłu.
— Kraków pod interdyktem — rzekł spokojnie.
— Bez biskupa?
Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/84
Ta strona została przepisana.