umysł nasz posiada pewne zdolności matematyczne, słuchane przez nas melodja, barmonja, zachowując cechy rozkoszy zmysłowej, przeradzają się w rozległe działanie arytmetyczne, gdzie z liczb płodzą się liczby, my zaś śledzimy fazy i generacje tego płodzenia z niesłychaną łatwością percepcji, pozwalającą nam bez trudu podążać za biegłością wykonawcy.
Zdarza się niekiedy, że osobowość zanika, i objektywizm, właściwy poetom panteistycznym, rozrasta się w nas tak wszechwładnie, że zapatrzenie się w przedmioty zewnętrzne doprowadza do zapomnienia o własnem istnieniu — i że stopniowo zlewamy się z niemi[1]. Oko nasze zatrzymuje się na drzewie, harmonijnie gnącem się od wiatru: po kilku chwilach to co w mózgu poety byłoby jedynie naturalnem porównaniem — metaforą, staje się w naszym mózgu rzeczywistością. Najprzód przenosimy na drzewo nasze namiętności, nasze pragnienia, czy smutki; jego pojękiwania i kołysania stają się naszemi — i oto stajemy się drzewem. Tak samo ptak, unoszący się w głębi lazuru uosabia zrazu nieśmiertelne pragnienie wznoszenia się ponad sprawy ziemskie — lecz oto już jesteśmy samym ptakiem. — Przypuśćmy, że siedzimy, pa-
- ↑ Porównaj mały poemat prozą „Wyznanie wiary artysty”.