Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

brałam się z przyjemnością do kolacji, jakby znużona długą podróżą; dotychczas bowiem przez ostrożność powstrzymywałam się od jadła. Jednak, zanim wstałam od stołu, mój szał pochwycił mię znów, jak kot mysz, i trucizna zaczęła na nowo igrać z mym biednym mózgiem. Pomimo, że mieszkałam niedaleko od pałacu naszych przyjaciół i że miałam do rozporządzenia powóz, poczułam taką potrzebę pogrążenia się w marzeniu i oddania się temu nieprzepartemu szaleństwu, że z radością przyjęłam zaproszenie przenocowania na miejscu. Zna pani ten pałac; wie pani, że urządzono, odnowiono go — wprowadzono nowoczesny komfort do części zamieszkałej przez właścicieli, lecz że nie tknięto drugiej, zwykle niezamieszkałej części — pozostawiając nienaruszoną dawną stylową jej dekorację. Stanęło na tem, że zaimprowizowano mi sypialnię w tej właśnie starej części pałacu i obrano do tego najmniejszy pokój — rodzaj buduaru, nieco wyblakłego i postarzałego, nie mniej jednak ślicznego. Postaram się chociażby w ogólnych zarysach opisać go, aby mogła pani zrozumieć niezwykłą wizję, jakiej stałam się ofiarą — wizji, która trwała noc całą, przyczem jednak nie zdawałam sobie wcale sprawy z biegu czasu.
„Ów buduar jest bardzo mały, bardzo wązki. Ponad gzemsem sufit jest kulisto sklepiony; ściany są wyłożone wązkiemi a długiemi zwierciadłami,