raz barwniejszych, żywszych, bardziej uroczych — i pociągniętych jakimś werniksem, czy polewą mistyczną.
„Te wspaniałe miasta — mówi on sobie — gdzie cudne budowle ustawiono jak dekoracje; te piękne okręty, kołyszące się na wodach przystani w nostalgicznej bezczynności i zdające się wyrażać myśl naszą: kiedy popłyniemy po szczęście? — te muzea przepełnione pięknymi kształtami i upajającemi barwami; te bibljoteki, gdzie zgromadzone prace Wiedzy i Muz marzenia; te zebrane razem instrumenty muzyczne, które mówią jednym głosem; te kobiety-czarodziejki, jeszcze piękniejsze dzięki umiejętności stroju i darowi spojrzenia — wszystko to zostało stworzone dla mnie, dla mnie, dla mnie! Dla mnie ludzkość pracowała, była męczona, poświęcana na ofiary — aby służyć za karmię, za pabulum dla mego nienasyconego głodu wzruszeń, wiedzy i piękna!”
Przeskakuję i skracam się.
Nikt się nie zdziwi, że oto w mózgu marzyciela wytryśnie myśl ostateczna, finalna: „Stałem się Bogiem!” — że okrzyk dziki, płomienny wzniesie się z jego piersi z taką energją, z taką potęgą rzutu, że — gdyby wola i wiara człowieka pijanego miała moc skuteczną — ten okrzyk strąciłby z nóg aniołów, rozsianych po drogach nieba: „Jestem Bogiem!” — Ale niebawem ten uragan pychy przera-
Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.