chwalstwa dokonywania czynów najniedorzeczniejszych — a nawet często wręcz niebezpiecznych.
Pewien mój znajomy — najniewinniejszy marzyciel, jaki kiedykolwiek istniał pod słońcem — podpalił kiedyś las, aby, jak mówił, przekonać się, czy ogień istotnie rozszerza się z taką szybkością, jak to twierdzą. Dziesięć razy próba zawiodła, ale za jedenastym razem udała się, niestety, aż nadto.
Inny zapali cygaro obok beczki z prochem, żeby zobaczyć, żeby przekonać się, żeby wypróbować przeznaczenie, aby zmusić się do wykazania energji — przez zamiłowanie do hazardu, aby doświadczyć przyjemności bojaźni — wreszcie dla niczego — przez kaprys, z bezczynności.
Jest to rodzaj energji, która ma swe źródło w nudzie i marzycielstwie, i ci, u których przejawia się ona tak wyraźnie, są naogół, jak to już powiedziałem, istotami najbardziej bezwładnemi i marzycielskiemi pod słońcem.
Inny znów, do tego stopnia nieśmiały, że spuszcza oczy nawet przed spojrzeniem mężczyzn — że musi skupić całą swą biedną wolę, aby wejść do kawiarni, lub przejść koło biura w przedsionku teatralnym, gdzie kontrolerzy wydają mu się jakby obleczeni w majestat Minosa, Eaka, czy Radamantosa — nagle rzuci się na szyję starca przechodzącego obok niego i ucałuje go entuzjastycznie wobec zdziwionego tłumu.
Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.