Strona:Wodna Pani i Złota Marysia (1939).djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Było tak, jak opowiadała Złota Marysia. Srebrzyste kwiaty dzwoniły cichutko, a na skraju łąki bielił się mały domek. Czarna Marysia śmiało skierowała się w jego stronę. Gdy stanęła w progu, dobiegł ją jęk rozpaczliwy.
— Ach! Wyjmij mnie z pieca! Och, och, spalę się na węgiel!
Czarna Marysia wzruszyła ramionami. Nigdy w życiu nie wyjmowała jeszcze chleba z pieca i wcale nie wiedziała, jak się to robi.
— Niech go wyjmie ten, kto go włożył — mruknęła do siebie.

Ale nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Stała więc w sieni nadąsana, a chleb w piecu jęczał i skarżył się coraz głośniej. Wreszcie drzwi od izby się otwarły i wyszła przez nie Wodna Pani. Nie spojrzała nawet na Marysię, tylko wzięła szuflę i wyciągnęła chleb z pieca. Wszystkie bochenki były mocno spieczone.

18