studyów, w wojsku, trochę długów, więc zaciąga się pożyczkę na hipotekę, by je pospłacać, odnawia się pałac ojcowski itd. A że trzeba żyć godnie, jak wysoki stan tego wymaga, więc koniecznie potrzebne są i wierzchowce, a nawet i konie wyścigowe, trzeba także od czasu do czasu i kamratów wojskowych na polowanko zaprosić, po którem pragnienie szampanem się gasi. Wszystko to pociąga za sobą wydatki, stąd więc nowe długi, nowe procenty do starych przyrastają. Ale wszak trzeba godność stanu utrzymać!
Od czasu do czasu trzeba też do Berlina lub do Paryża się wybrać, bo przecież schłopiałby człowiek do reszty na wsi zapadłej. Trudno, ciężko to, ale godność stanu tego wymaga. Tak ojcowie żyli, tak i synalkowie żyją, choć to drogo kosztuje. Zakrada się bieda, a dbając o swą godność stanową panek lamentuje i śpiewać musi;
„Hej hej, hej, a tu z wiosną
Moje długi w procent rosną.
Hej, hej, hej, idzie jesień,
A tu u nas próżna kieszeń!“
Krzyczy więc każdy z nich z całej siły: Ojczyzno niemiecka, my jesteśmy twojemi podporami, masz więc obowiązek ratowania nas! Nasi ojcowie bronili cię swemi piersiami, my cię chronimy od przewrotów i zagłady w parlamencie, sejmach i sejmikach, jako landraci, amtowi i t. d., my dusimy buntownicze zachcianki czarnego tłumu. Miliony mas pracujących niech płacą podatki, niech mniej jedzą chleba, bylebyśmy użyć mogli, szampana zapijać i bawić się, my którzy bronimy nasz „faterland“ od upadku.
Dziś wzywają oni rząd, by podniósł cła na zboże, dowożone do Niemiec z innych krajów. Żądają oni, by