Jeśliby się rząd i parlament zgodził na żądania junkrów i podwyższył cła obecnie istniejące do 6,50 m. od podwójnego centnara, wtedy tenże robotnik musiałby 65 m. rocznie, tj. przeszło 7% (siedm procent) z rocznego dochodu swego płacić podatku, aby tylko nie umrzeć z głodu.
Junkrzy i agraryusze pocieszają robotników, że i zarobki im się zwiększą, gdy zboże podrożeje. Mówią im: Cóż Wam to szkodzi za zboże więcej płacić, jeśli zamiast 50 zarobicie 100 marek, lub zamiast 75-ciu — 150?
Gdyby tak było, to nie wahając się zgodziliby się robotnicy na podwyższenie ceł zbożowych. Ale czy to który z tych panów zapewnił ludowi większe zarobki? Niech panowie ci złożą kilka miliardów marek w bankach, aby wypłacały ludowi pensye, gdy zarobki na chleb mu nie starczą, a wtedy robotnicy uwierzą ich słowom.
Co by miało wpłynąć na powiększenie zarobków? O każde, najdrobniejsze nawet podwyższenie ceł muszą robotnicy staczać zaciętą walkę z pracodawcami, która kończy się zwycięstwem ludu tylko wtedy, gdy pracodawca robotników koniecznie potrzebuje i tylko za cenę ustępstw pozyskać może ich siłę roboczą.
Oczywiście, że skrzywdzeni sztuczną drożyzną chleba robotnicy z większą energią poprowadzą walkę o podniesienie zarobków. Ale ileż to cierpień i mąk musi przejść ile łez wylać ten lud roboczy, ile dni głodu wytrzymać nim osiągnie liche polepszenie? A czy wogóle je osiągnie?