misji Międzysojuszniczej doprowadziłem do zawieszenia broni i rozejmu i uratowałem nietylko powstańców, lecz całą sytuację. Fałszerze historji dziś śmią twierdzić, że przez to zaprzepaściłem Opole i Odrę Gdyby nie te moje zabiegi dyplomatyczne, toby dziś Katowice nie były polskiemi.
Gdyśmy tu walczyli o każdą piędź ziemi polskiej, która więcej jest warta, niż całe powiaty na Rusi, odpowiedzialni sternicy naszego państwa szukali szczęścia i sławy pod Kijowem, by później bronić Polski przed bolszewikami aż pod bramami Warszawy Niemcy zaś ludności Górnośląskiej codzień obwieszczali o upadku Warszawy, ryczeli nam pod oknami: „Finis Poloniae“ (koniec Polski) a setkami i tysiączkami marek polskich oblepiali narożniki ulic i dyskretne lokale w restauracjach. W takich warunkach zdobywaliśmy Górny Śląsk dla Polski.
Zdobyliśmy najcenniejszą część jego i poszliśmy do Polski dobrowolnie, przynosząc jej w darze bogate wiano i dając państwu naszemu podstawę do jego mocarstwowego stanowiska. Gdy Polska Śląsk odebrała, z oficjalnych jej czynników nikt mi ani słówkiem za moją pracę nie podziękował, ani jednego wyrazu uznania pod moim adresem nie wypowiedział.
Dożyliśmy nareszcie wielkiej dziejowej chwili, gdy żołnierz polski wkraczał na nasz kochany, z jarzma pruskiego wyzwolony Górny Śląsk. Ogarnął nas wszystkich szał entuzjazmu. Spełniło się, o cośmy walczyli i krew przelewali. Dla mnie był to najpiękniejszy dzień życia, kiedy wojska polskie wkraczały do Katowic, kiedy na rynku stolicy nowego województwa odbywały się wspaniałe uroczystości przejmowania Śląska przez Polskę. Było to spełnieniem marzeń mego życia i najpiękniejsza nagroda za mą pracę.
Po przejęciu Śląska żyliśmy przez długi czas w szale patrjotycznym, jedna uroczystość goniła drugą i jedna parada następowała po drugiej. Szerokim masom zdawało się, że teraz już nastał raj u nas.