Z życiem mojem związany jest nierozłączalnie jeden z najważniejszych rozdziałów dziejów ludu górnośląskiego i Polski. Nastały czasy i okoliczności, że muszę zabrać głos publicznie w własnej sprawie. Czytelnicy wybaczą mi, że sięgam w daleką przeszłość, ale nie zaszkodzi przypomnieć stare dzieje.
Mam za sobą przeszło 35 lat służby publicznej i pracy dla Polski. Czytania nauczyła mnie matka moja na Żywotach Świętych Skargi, które nieboszczyk mój ojciec otrzymał w upominku opuszczając szkołę ludową. Zasługę mojego uświadomienia narodowego przypisać muszę moim hakatystycznym profesorom w gimnazjum w Katowicach, którzy zohydzaniem wszystkiego co polskie i co katolickie wzbudzili we mnie ciekawość do książki polskiej, z której pragnąłem się dowiedzieć, czem jest ten lżony i poniżany naród, którego językiem w mojej rodzinie mówiłem. I pokochałem naród mój, przeszłość i dolę jego i poczułem się synem jego. Na ławie szkolnej usiłowałem zaszczepić moim kolegom, jak ja w domu po polsku mówiącym, miłość do Polski i dumę z jej przeszłości. Nie mając żadnej styczności z młodzieżą polską w innych dzielnicach, zakładałem tajne kółka w gimnazjum, w których rozczytywaliśmy się w dziejach narodu, w arcydziełach naszych — poetów, uczyliśmy się poprawnego mówienia i pisania polskiego. Rwąc się do pracy narodowej, pracowałem w towarzystwach polskich pod obcem nazwiskiem. Spotkał mnie los nieunikniony. Policja pruska wpadła na trop