dydatów do kaftana bezpieczeństwa niżeli w drugim, na to moja słaba wiedza nie pozwala; wiem tylko, że, naogół, ludzie, których mamy niebawem oglądać, są wielce żółciowi“.
Tak rozmawiając, przybili do Portsmouth; mnogość ludu cisnęła się na wybrzeżu i przyglądała się z zajęciem dość otyłemu człeczynie[1], który klęczał z zawiązanemi oczami na pokładzie jednego z okrętów. Czterech żołnierzy, ustawionych naprzeciw nieboraka, wpakowało mu, z największym spokojem, każdy po trzy kule w głowę; poczem, całe zgromadzenie rozeszło się wielce zadowolone. „Cóż to znowu znaczy? rzekł Kandyd; co za demon sprawuje wszędy swe władztwo?“ Zapytał, kim był ów grubas, którego zgładzono właśnie w sposób tak ceremonialny. „To pewien admirał, odpowiedziano mu. — I za cóż zabito tego admirała? — Dlatego, objaśniono go, że on nie zabił dosyć ludzi: wydał bitwę admirałowi francuskiemu; otóż, osądzono, iż niedosyć się doń zbliżył. — Ależ, rzekł Kandyd, admirał francuski musiał być równie daleko od angielskiego, jak ten od niego? — Zapewne, odpowiedziano, ale w tym kraju uważają, iż dobrze jest, od czasu do czasu, uśmiercić admirała aby zachęcić innych“.
Kandyd był tak oszołomiony i zgorszony, że nie chciał nawet wysiąść na ląd; ułożył się z właścicielem statku (choćby go nawet miał okraść, jak ów w Surinam), aby go zawiózł bez zwłoki do Wenecyi.
W ciągu dwóch dni okręt był gotów do drogi. Przemknęli wzdłuż wybrzeży Francyi, minęli Lizbonę
- ↑ Aluzya do egzekucyi admirała Byng, którego Wolter, nie znając go zresztą osobiście, daremnie starał się uwolnić. Admirała Byng stracono, w r. 1757, za to, że dał się pobić koło Minorki flocie francuzkiej, mimo że nie udowodniono mu ani zdrady ani zaniedbania.