byłbym królem Babilonu, posiadałbym Astarte. Nauka, cnota, męstwo, zawsze były mi jeno narzędziem niedoli“. Wreszcie, wydarło się Zadigowi z piersi szemranie przeciw Opatrzności: był już skłonny uwierzyć, iż nad wszystkiem włada okrutny los, który uciska dobrych, daje zaś kwitnąć takim rycerzom w zielonej zbroi. Jedną z największych jego zgryzot było to, iż musiał nosić tę zieloną zbroję, która stała się przedmiotem pośmiewiska. Przechodził jakiś kupiec, sprzedał mu ją tedy za byle co, biorąc odeń w zamian prostą suknię i czapkę. W tym stroju kroczył wzdłuż Eufratu, przepełniony rozpaczą, obwiniając potajemnie Opatrzność prześladującą go bez ustanku.
Tak idąc, spotkał pustelnika, o długiej i czcigodnej brodzie, spływającej mu do pasa. Trzymał w ręku książkę, i czytał ją z uwagą. Zadig zatrzymał się i złożył głęboki ukłon. Pustelnik pozdrowił go w sposób tak szlachetny i miły, iż Zadig, zaciekawiony, uczuł chęć pogwarzenia z nim. Spytał, co za książkę czyta. „To księga losów, rzekł pustelnik; chcesz poznać z niej cośkolwiek?“ Podał księgę Zadigowi; ale, mimo iż uczony w wielu językach, nie mógł rozpoznać ani litery. To zdwoiło jeszcze jego ciekawość. „Wydajesz mi się bardzo stroskany, rzekł dobry ojciec. — Niestety! ileż mam przyczyn potemu! rzekł Zadig. — Jeśli pozwolisz abym ci towarzyszył, odparł starzec, potrafię ci może w czem do-