Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 01.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyńskim, rażącym oczy gminnością i plugastwem. Cała ta część miasta mocno trąciła wiekiem w którym ją zbudowano; mimo bowiem uporu ludzi aby wychwalać wszelką starożytność kosztem współczesności, trzeba przyznać, że, w każdym rodzaju, pierwsze próby są zawsze nieokrzesane.
Babuk wmięszał się w ciżbę ludu, w której obie płcie zdawały się rywalizować co do niechlujstwa i szpetoty. Ciżba ta tłoczyła się z ogłupiałemi minami do obszernego i posępnego budynku. Widząc ustawny zgiełk i ruch w tem miejscu, widząc osoby płacące za to aby mieć prawo usiąść, Babuk mniemał iż znajduje się na targu gdzie sprzedaje się słomiane krzesła. Niebawem zauważył, że wiele kobiet przyklęka, udając iż patrzą niezwruszenie przed siebie a zerkając, w istocie, na mężczyzn na boki; poznał tedy że jest w świątyni. Ostre, chrypliwe, dzikie, fałszywe głosy, napełniały sklepienie nieharmonijnymi dźwiękami, sprawiającymi toż samo wrażenie, co głos dzikich osłów, kiedy, na równinach Piktawii, odpowiadają na sygnał zwołującego je rożka. Babuk zatkał sobie uszy; ale tem skwapliwiej gotów był zatkać sobie i oczy i nos, kiedy ujrzał jak wchodzą do świątyni robotnicy ze szczypcami i łopatkami. Poruszyli wielki kamień, rozrzucili na prawo i lewo ziemię z której wydzielały się cuchnące wyziewy; następnie, złożono w tym otworze umarłego i przykryto go tymże kamieniem. „Jakto! wykrzyknął Babuk, te ludy grzebią zmarłych w tem samem miejscu, w którem uwielbiają bóstwo! Jakto! świątynie ich są wy-