Filozofowie gotowali się właśnie puścić na fale atmosfery Saturna z wcale pięknym zapasem instrumentów fizycznych, kiedy przyjaciółka Saturnijczyka, zwąchawszy te zamiary, przyszła, cała we łzach, aby sprzeciwić się temu. Była to ładna, nieduża bruneta: liczyła tylko sześćset sześćdziesiąt łokci, ale nadrabiała nikłość wzrostu zręcznością i urokiem postaci. „Ha! okrutny! wykrzyknęła: opierałam ci się przez tysiąc pięćset lat; i dziś, kiedy zaczynałam skłaniać się ku tobie, kiedy ledwie sto lat spędziłam w twych objęciach, opuszczasz mnie, aby wędrować gdzieś w podróż z olbrzymem z innego świata! Wstydź się; widzę że pobudką twą było jeno przelotne zachcenie, że nigdy mnie nie kochałeś: gdybyś był prawdziwym Saturnijczykiem, zostałbyś mi wierny. Gdzie pędzisz? O co ci chodzi? nasze pięć księżyców mniejsze są włóczęgi od ciebie, nasz pierścień mniej jest odmienny! Wszystko skończone dla mnie; nie pokocham już nikogo“. Filozof uściskał damę, popłakał się wraz z nią, mimo całej filozofii; dama zaś, pomdlawszy trochę, poszła się pocieszyć z miejscowym fircykiem.
Tymczasem nasi dwaj ciekawscy puścili się w drogę. Najpierw, skoczyli na pierścień, który wydał się im dosyć płaski, jak to bardzo dobrze odgadł pewien znakomity mieszkaniec naszego małego globu[1]; stamtąd, dostali się z łatwością z księżyca na księżyc. Tuż koło ostatniego księżyca przebiegał kometa; skoczyli nań,
- ↑ Astronom Huygens.