mówili jeden przez drugiego; czy nie widzisz jak dźwigają ciężary, jak się schylają, jak podnoszą“. Podczas gdy tak mówili, ręce im drżały, zarówno z rozkoszy oglądania tak nowych przedmiotów, jak z obawy aby ich nie stracić. Saturnijczyk, przechodząc z nadmiaru nieufności w zbytnią łatwowierność, dopatrywał się w tych ruchach czynności mających na celu płodzenie. Ha! mówił, schwyciłem naturę na gorącym uczynku![1]“ Ale dał się zmylić pozorom; co zdarza się aż nazbyt często, zarówno przy pomocy mikroskopu, jak bez niej.
Mikromegas, o wiele lepszy obserwator od karzełka, dostrzegł jasno, że te atomy mówią do siebie. Podzielił się tem spostrzeżeniem ze swym towarzyszem, który, zawstydzony iż się omylił w hipotezie płodzenia, nie chciał wierzyć aby podobne istotki mogły sobie udzielać myśli. Miał dar języków, zarówno jak Syryjczyk; nie słyszał aby nasze atomy mówiły, przypuszczał tedy że nie mówią: zresztą, w jaki sposób te niedostrzegalne stworzonka mogłyby mieć organ głosu i co miałyby do powiedzenia? Aby mówić, trzeba myśleć, lub coś zbliżonego do tego; gdyby myśleli, mieliby coś w rodzaju duszy; otóż, przypisywać coś w rodzaju duszy temu gatunkowi, wydało mu się niedorzecznością. „Ależ, rzekł Syryjczyk, sądziłeś przed chwilą że oni się kochają; otóż, czy przypuszczasz że można się ko-
- ↑ Wyrażenia tego użył Fontenelle, zdając sprawę z jakiegoś przyrodniczego spostrzeżenia.